Wywiad – opowiadanie przeprowadzony przez Ninę Chabiński z Josephem Scroggins’em, przy współudziale Tomka, Lucy i Ziggy w dniu 21 października 2015. W tym miejscu musimy wyjaśnić, że tekst ukazuje się dopiero po roku, ale długo trwało wyszukiwanie dodatkowych źródeł informacji, zdjęć no i tłumaczenie. Pan Joseph Scroggins słabo mówi po polsku, ale w jego duszy jest polski ogień. Joseph pasjonuje się historią polskich osadników w Teksasie, opowiada o swojej rodzinie i o kontekście historycznym. Posłuchajcie…

Moi dziadkowie, to babcia z domu Romrzyńska a dziadek Rakowicz. Dziadek miał 4 lata przyjeżdżając do USA. Przypłynęli do Nowego Jorku statkiem w 1854 roku, a stamtąd wędrowali do Nowego Orleanu w Luizjanie, potem do portu Galveston w Teksasie, który wtedy był wielkim portem, aż dotarli do portu Indianola nad Zatoką Meksykańska, który dzisiaj już nie istnieje, gdyż zniszczyły go huragany.
Z portu Indianola pieszo przemierzali Teksas na zachód i tak dotarli do miejsca, które dzisiaj nazywa się Panna Maria. Tam się osiedlili. Wprawdzie na te tereny przyjeżdżało bardzo dużo Ślązaków, ale dziadek pochodził z Poznania, a babcia ze wschodniej Polski. Do Panna Maria dotarli w 1854 roku, w Wigilię Bożego Narodzenia. Tam żyli już pierwsi polscy osadnicy z okolic Śląska.
Po 12 latach trudnego pobytu w Panna Maria cała rodzina w 1866 roku przeniosła się do Hill County, w okolice Twin Sisters. To wzgórzyste okolice na północ od San Antonio porośnięte dębami, cedarami i mesquite. Prawdopodobnie przeprowadzka była spowodowana ucieczką przed skutkami wojny secesyjnej Civil War. Konfederaci chętnie zabierali polskich młodych chłopców aby walczyli w ich wojnie.
Życie w tamtych okolicach było bardzo trudne. Dziadek żył ze sprzedaży soli, którą woził do San Antonio, a tam był na nią bardzo wielki popyt. I tak w tych podróżach do San Antonio poznał w 1873 roku babcię Romrzyńską. W 1874 roku, w polskim kościele p.w. Św. Michała w San Antonio wzięli ślub.

Po ślubie przenieśli się do St. Hedwig, na południowy wschód od San Antonio, wraz z częścią rodziny. Dziadkowie mieli liczną rodzinę, bo aż 18 dzieci. Niestety jedno z nich zmarło w dzieciństwie. Kupili ziemię na granicy powiatów Bexar County i Guadelupe County. Tam, w tym gorącym i bardzo wilgotnym klimacie zabrali się za uprawę ziemi. Trudność polegała na tym, że ta ziemia nigdy nie była uprawiana. Karczowanie krzaków i usuwanie wszędzie obecnych kamieni, to była naprawdę bardzo ciężka i wymagająca praca. Uprawę zaczęli od bawełny, choć nigdy przedtem tego nie robili. Była to jednak bardzo popularna w tych rejonach uprawa i do tego znosząca tutejszy klimat. Na okolicznych polach tylko czarni potrafili uprawiać bawełnę, więc rodzina dziadka szybko musiała się jej nauczyć.
W tym okresie trwała na tych terenach epidemia grypy, która dosłownie dziesiątkowała tutejszą populację. Trudny klimat też nie sprzyjał przybyszom z Europy, nawykłym do wyraźnych cykli pogodowych, w tym zimowego okresu odpoczynku. Bardzo ważnym było to, że Polacy pracowali bardzo oddanie, wydajnie i efektywnie i tak też dorabiali się w szybkim czasie. Kupowali ziemie pod rancza, domy.

Nasza rodzina w Polsce żyła pod zaborami i dość skutecznie utraciła polskie tradycje. Wtedy starano się usunąć z użycia polski język, kulturę i tradycję. I tak też rodzina nie przeniosła za ocean swoich korzennych tradycji. W owym czasie jednak przyjechał na te tereny polski ksiądz (tu domyślamy się, że mógł to być ksiądz Leopold Moczygemba) i polskie tradycje zaczęły być odnawiane. To, co z tradycji przetrwało ten okres, to zwyczaj przyrządzania polskich potraw, polskie jedzenie.
Moja mama, Lucy Rakowicz poślubiła amerykanina, Scrogginsa. Moja mama zmarła w wieku 66 lat.
Do 1984 roku pracowałem jako nauczyciel przez 20 lat, a potem podjąłem pracę w Southwestern Bell, dziś AT&T i wyjechałem do Dallas. Stamtąd – w związku z pracą – przeniosłem się do St. Luis. Kiedy tęskniłem za San Antonio, to chodziłem do polskiego kościoła p.w. Św. Stanisława Kostki. W 2011 roku wróciłem do San Antonio, szukam towarzystwa Polonii, zawsze jestem na Sausage Fest w Polskim Klubie i chodzę na polskie msze do kościoła Our Lady Of Sorrow w San Antonio.

Emigranci z Europy przyjeżdżając do San Antonio, szukając zachowania swoich tradycji, budowali kościoły. Polacy wybudowali kościół p.w. Św. Michała, Irlandczycy kościoły Św. Patryka i St. Mary Church, Niemcy kościoły Św. Józefa i Św. Henryka a Włosi kościół St. Francesco. Niestety, wiele z tych kościołów już nie istnieje, w tym i nasz polski kościół p.w. Św. Michała, który był ulokowany w Downtown San Antonio, tam gdzie dzisiaj mamy Hemisphere Plaza. Właśnie wokół tego kościoła, w całym kwartale skupiali się polscy osadnicy, tutaj były polskie biznesy, sklepy. Po kościele pozostały tylko piękne szklane witraże, które arcybiskup Lucy przekazał do irlandzkiego kościoła St. Mary. Jeśli chcielibyście zobaczyć jak wyglądał nasz kościół, to właśnie kościoł St. Mary bardzo go przypomina z tą tylko różnicą, że jest większy. Arcybiskup Lucy chciał to samo zrobić z kościołem niemieckim Św. Józefa, ale niemieccy osadnicy mieli na tyle siły i przebicia, że nie dopuścili do tego.
Myślę, że warto, aby teksaska Polonia i Polacy w kraju znali tę historię i dlatego chciałem Wam ją opowiedzieć. Warto też sięgnąć po materiały, jakie zebrane są w „Polish Genealogical Society of Texas” w Houston. To stowarzyszenie wydaje periodyk poświęcony polskim osadnikom, ich historii i genealogii.
Dodaj komentarz